Recenzja gry karcianej Splendor

Pierwsze nasze wrażenie, kiedy zobaczyliśmy, jak przy jednym ze stolików na imprezie dla miłośników gier planszowych jakaś para siedziała przy Splendor było negatywne – niby mamy tu ekonomię, handel kruszcami, ale ten pasjansik na stole i żetony jak z dawnych lat, poza tym średnie grafiki, uznaliśmy – nie, to nie dla nas! Kiedy została grą roku w Polsce i zewsząd słyszeliśmy same pochwały – w tym od naszych przyjaciół, którzy ją zakupili, postanowiliśmy sprawdzić ten produkt.

Po otwarciu pudełka zwracamy uwagę na dopasowaną wypraskę i przede wszystkim właśnie na żetony. Kiedy spojrzeć na nie z bliska, zmieniamy o nich zdanie – wyglądają perfekcyjnie! Grafiki są wyraziste i nie mają niepotrzebnych ozdobników, waga krążków zadziwia – są wyjątkowo ciężkie, ale to tylko pozytyw, ponieważ czuje się wtedy, że nie jest to jakiś tani bubel. Są także magnaci (arystokraci), o których przychylność walczymy – oni także mają proste, niczym nie wyróżniające ilustracje. Na samym końcu, z samej głębi pudełka wyciągamy karty rozwoju – tu jest różnie, są naszym zdaniem ładne, ale są także zupełnie byle jakie, szczególnie te pierwszego poziomu. Instrukcja jest treściwa i dobrze napisana.

W tej grze uwodzi mechanika. Jest logiczna i prosta zarazem, układ pierwszych trzech rzędów 4 kart jest otwarty, podobnie jak wymagania szlachty (odkrywamy o jednego arystokratę więcej niż grających). Widzimy, czego szukają i możemy wybrać, o których będziemy się starali w pierwszej kolejności, aby to właśnie oni zaopatrywali się u nas i nam dodali tytułowego splendoru – 15 punktów prestiżu kończących grę. Wiedząc o jaki cel walczymy – na co zwracają uwagę poszczególni możni i znając reguły pozyskiwania żetonów: bierzemy z banku 3 różne lub 2 identyczne w momencie kiedy są jeszcze 4 w danym kolorze, mogąc rezerwować daną kartę na przyszłość z automatycznym pozyskaniem złota, które jest tu jokerem – naprawdę realizujemy wspaniałą strategię i bawimy się znakomicie. W grze 2-osobowej usuwamy 3 żetony kolorów, w 3-osobowej po 2 żetony kolorów, nie ruszamy przy tym złota, w obu wariantach gra się równie pysznie.

Najtańsze karty rozwoju znajdują się na samym dole, im wyżej tym droższe, ale przynoszące więcej korzyści. Pamiętać trzeba jednak, że każda z kart daje nam bonus w postaci – szmaragdu, szafiru, rubinu, diamentu lub onyksu – część kart od razu dodaje również punktów prestiżu. Gromadząc kamienie szlachetne (bonusy z kart) w naszych zasobach, możemy uiścić niższą opłatę w żetonach za karty z górnej półki. Zakupując daną kartę rozwoju dobieramy kolejną na jej miejsce z zakrytego stosu – losowość, ale nie przeszkadzająca w zabawie. Kiedy spełniamy wymagania arystokraty, od razu bierzemy go do siebie.

Bardzo podoba się nam ta gra, od przeszło tygodnia nie ma dnia, żebyśmy nie rozegrali chociaż jednej partyjki, a po rozpakowaniu spędziliśmy nad nią cały boży dzień! Obok Patchwork, ta pozycja powoli staje się naszym najczęstszym przerywnikiem pomiędzy długimi i ciężkimi na umysł grami. Świetne jest to, że reguły są proste, ale trzeba kombinować – nie myślimy nad zasadami gry, a nad planem jak wygrać rywalizację! Nie jest to także jakiś skomplikowany mechanizm – czy liczenia czy pozyskiwania żetonów, jest cudowna łatwość i płynność rozgrywki.

Młody Giercownik od razu pokochał żetony, a że uwielbia porównywać obrazki, to widzi, że kamienie są narysowane również na kartach i wie, które z nich należy wziąć. Z naszym wsparciem bawi się równie wesoło, co my i stopniowo wdraża się w samodzielną grę, a rodzicom utrudnia zwycięstwo podbierając karty rozwoju i żetony.

Bardzo polecamy! N nas ta gra na stałe zagościła w kolekcji i wszystkich namawiamy do jej zakupu, jeszcze nikt się nie sparzył! Jednak pozory mylą i to bardzo, a grafika schodzi tu na dalszy plan ustępując mechanice. Nagroda gry roku jest w pełni zasłużona!

Film: Splendor – unboxing