Recenzja gry planszowej Zamki szalonego króla Ludwika

Bardzo przypadło nam do gustu układanie kafelków, rozpoczęło się od Carcassonne, potem Ciężarówką przez Galaktykę i tak nam zostało. Teraz frajdę mamy przy łączeniu puzzli w Zamkach szalonego króla Ludwika.

Jeśli macie w sobie żyłkę architekta lub uważacie, że powinniście coś zbudować poza tylko posadzeniem drzewa, a oszczędności topnieją na coraz to nowsze gry, a może jesteście miłośnikami feng shui albo macie parcie na zagospodarowanie wedle waszego widzimisie jakiejś przestrzeni – takiej większej niż kawalerka – ta gra jest pomysłem dla was!

Zasady gry są proste, ale na tyle zróżnicowane, że rozgrywka nie staje się monotonna. Otrzymujemy planszę, która przypomina dach zamku. Są tam miejsca przeznaczone na ułożenie zakrytych kafelków komnat rozmaitych kształtów, żetonów pozyskiwania dodatkowych punktów (rozkładanych na polach pośrodku), karty misji, karty komnat, miejsce na ustawianie komnat pod określonymi kwotami zakupu (liczba pomieszczeń, z których wybieramy i ustalamy ich cenę, zależy od liczby graczy). Komnaty, które będziemy mogli zakupić losowo dobieramy z kart, potem budowniczy układa je przy wybranych cenach. Drugi gracz decyduje, czy kupuje komnatę za daną opłatę dla budowniczego (jego znacznik wędruje pomiędzy graczami), czy wyda kasę na korytarz lub schody (podziemia z powierzchnią połączone są schodami) czy lepiej poczeka i weźmie fundusze z banku na przyszłą rozbudowę. Kafelki maja ikonki określające do jakiego typu budynku one należą, np. drzewo to ogrody jest też liczba uzyskanych punktów, które dostajemy za nasze kafelki, w tym za sąsiadujące z nimi, połączone drzwiami, czasem oddzielone ścianą (mogą być również ujemne). Wypełniamy misje specjalne, które dadzą nam dodatkowe punkty za zamek z określonym układem (liczbą) komnat – za sale balowe, mieszkalne, podziemne, o określonych wielkościach, itp. Na niewybranych komnatach kładziemy monety, żeby ich wartość wzrosła i żeby szybciej ktoś je zakupił, kolejny gracz znowu losuje nowe komnaty i ustala cenę. Kiedy kończą się karty komnat, następuje koniec zabawy. Zliczamy punkty z misji, także z żetonów specjalnych, dodatkowe za elementy, które się skończyły. Za zamknięte komnaty bierzemy premie.

Podczas gry dzieje się bardzo dużo, nie jest to tylko bezmyślne układanie. Momentami musimy podejmować decyzje opierając się na wielu wytycznych, ale pamiętajmy, że młode giercowniki i tak będą grały na żywioł (na czuja i upodobanie, zmysł przestrzenny, czy jak tam zechcą), a ich strategia będzie na tyle dynamiczna, że przestanie funkcjonować w ogóle.

Można w pełni wczuć się w atmosferę budowniczego szaleństwa. Jest to przyjazna i rodzinna gra, która wniesie wiele radości do wspólnej zabawy. Rozpocząć treningi z młodymi giercownikami warto już wtedy, kiedy potrafią one układać pierwsze pomniejsze puzzle.

Interakcja negatywna jest pośrednia, zatem miłośnicy robienia sobie świństw mogą poczuć lekki niedosyt. Warto także zwrócić uwagę, że grafiki na tych najmniejszych kafelkach mogą być trochę nieczytelne. Ogólnie jednak nie ma się do czego doczepić. Instrukcja wyjaśni każdą drobną nieścisłość, jeśli taka się pojawi, jest też ściągawka zasad.

Zamki szalonego króla Ludwika warto nabyć tym bardziej, że w październiku zeszłego roku zakończyła się kampania i można było wesprzeć to – czytaj zakupić ten produkt w odnowionej szacie graficznej. Aktualne grafiki na kafelkach wyglądają naprawdę prześlicznie, o niebo lepiej w porównaniu ze starymi, które mocno już trąciły myszką – znaczy ich starą, zakurzoną norą, która jest przeciwieństwem wypełnionych przepychem i bogactwem zamkowych sal.

Zabawa jest mocno wciągająca, gra daje nam bogate pole manewru i wyboru komponentów, a dowolność i swoboda w układaniu komnat dają poczucie niezależności i kreowania czegoś własnego – osobistego i niepowtarzalnego zarazem. Dla dzieci będzie to kolejna kopia Carcassonne, dla nas bardziej rozbudowana gra z odrobiną strategii i planowania. Podoba nam się bardzo.

Film: Zamki szalonego króla Ludwika – unboxing