Recenzja gry planszowej Potwory w Tokio
Większość dzieci rozpozna Godzillę i King Konga, a oglądając lub słuchając opowieści o piratach wskaże także Krakena. Smoki to typowi porywacze księżniczek i przeciwnicy nieustraszonych rycerzy. Tutaj znajdziemy wszystkie te wesołe kreatury, ale w wersji japońskiej – zmutowanej lub zmechanizowanej. Przed wami „Potwory w Tokio”, czyli jedna z najbardziej popularnych nawalanek dla dzieci.
Po otwarciu pudełka biją po oczach ogromne żetony bohaterów – wymyślne kształty wyrośniętego jaszczura z głębin i figlarnej małpy z wieżowca, nie z naszych bajek robota-królika i robota-smoka, dziwnego połączenia homaro-ośmiornicy z wielkimi szczypcami, której lękają się nawet nieustraszone wilki morskie, a na zakończenie obcego-aliena z wielką giwerą i żabią głową. Trudno się z nimi utożsamiać, bo to jednak dziwaki, ale ich cechy są specjalnie nadmiernie wyolbrzymione, dlatego można się z nich pośmiać i sympatyzować podczas zmagań. Do wielkich postaci mamy równie duże podstawki – jesteśmy przekonani, że i wasze dzieci zaczną stukać nimi po blacie stołu i bawić się w ganianego lub pojedynkować.
Walczymy o przestrzeń życiową, zatem musimy pokonać resztę stada mutantów lub jako pierwsi zdobyć 20 punktów. Z kostek otrzymujemy punkty oraz wartości potrzebne do rozbudowy naszego brzydala oraz zakupu mocniejszych ataków, które oferują karty.
Każda figurka postaci ma swoje odwzorowanie na fajnej prostokątnej tabliczce z piękną ilustracją rodem z azjatyckich anime, na której pokrętłami zmieniamy wartości punktów oraz życia – praktyczne i przyjemnie wykonane, aż chce się kręcić. Mamy jeszcze kostki energii przypominające toksyczne bobki potwora lub jeśli znacie – znaczniki chorób w Pandemii. Córce kojarzą się z koralikami i bardzo się nimi interesuje. 28 znaczników – które dla nas prostych zjadaczy chleba, nie znających się na komponentach gier wyglądają raczej na żetony: dymu, imitacji, zmniejszenia i wreszcie trucizny. Zmniejszenie jest trochę zbyt malusie, dlatego wygląda słabo, ale zielona flegma Godzilli, czyli owa trucizna jest całkiem pycha.
Najlepsze w całej grze są kości do gry. Są one duże, dlatego dzieci muszą tworzyć miseczkę z rączek, aby je wyrzucić, ewentualnie dawkują sobie po kilka sztuk. Robią jednak wielkie wrażenie! Najlepsze kości do gry jakich kiedykolwiek używaliśmy – słowo! Zieleń znakomicie komponuje się z czernią, wyżłobienia są głębokie i precyzyjne, a w dotyku nie czuje się plastiku.
Karty do gry, które dzielą się na takie do zatrzymania i do odrzucenia są przyjemnie gładkie, farbowane chyba całą dostępną paletą barw i z elementami humorystycznymi. Co prawda dzieci nie zrozumieją takich słów jak „oportunista” czy „imitacja”, ale do rewelacyjnej zabawy i szczęścia im to nie potrzebne – przynajmniej na razie. Nas aż dziw bierze, ile twórca gry musiał wymyślić możliwości ataków i wzmacniania potworów, wyobraźnia naprawdę imponująca! Przypatrując się obrazkom na kartach samoistnie pojawiają się odczucia, że oto bierzemy udział w jakimś widowiskowym filmie katastroficznych lub science- fiction z akcentem na fantastykę, a nie naukę. Fikcja w przedstawieniu Richarda Garfielda naprawdę uzależnia dzieciaki i jest iście spektakularna!
Są tutaj jednak i słabsze strony, o których nie można zapominać. Przy tym całym bajeranckim składzie pudełka, sama plansza to takie małe byleco… Wiemy, że potwory mają siać zniszczenie i obejmować swym zasięgiem, czytajcie celownikiem niemalże pół miasta, ale Tokio jest jakieś takie nijakie. Dobrze, że zatoki używamy tylko przy 5-6 osobach, bo ona to w ogóle się nie umywa! Druga sprawa, to instrukcja – logiczna, przejrzysta, itd. lecz w pierwszej chwili pomyśleliśmy, że to zwykła ulotka reklamowa – takie robi wrażenie, bardziej sprzedażowe niż instruktażowe. Ostatnia uwaga to konieczność zakładania podstawek z figurek potworów za każdym razem, kiedy wyciągamy grę – tylko czekać kiedy tektura zacznie się rozwalać, pomimo, że mają one całkiem szerokie szczeliny. Można wyrzucić wypraskę, ale czy tędy droga?
Mody Giercownik był mocno uradowany. Nieustające okrzyki zdumienia, zachwytu i wzrastającej chęci zniszczenia zdominowały rozgrywkę. Wzajemne zjadanie i wyskoki potworów w niebo opanowały całe Tokio i nasz pokój. Niestety gra dorosłych nie urzeka, bo to jednak klimaty dziecięce i młodzieżowe, które starym komunistycznym grzybom są zupełnie obce. „Potwory w Tokio” nie sprawdzają się też przy 2-3 osobach, jest jakoś drętwo i mało dynamicznie. Dopiero kiedy spotkają się ze sobą 4-6 dzieci i najlepiej w podobnym wieku – gra jest dla 8-latków wzwyż – to stajemy się świadkami szaleństwa i pogromu, prawdziwej histerii śmiechu, apokalipsy krzyków i pisków, co w nierozsądnym natężeniu zakończyć się może dorosłym bólem głowy.
Jedna z najlepszych wieloosobowych gier dziecięcych, a jednocześnie z tych najbardziej efektownych. Obdarowany maluch na pewno będzie szczęśliwy, bo dzieci to wzrokowcy, zresztą jak większość z nas, tylko my częściej ukrywamy uczucia zachwytu.
Film: Potwory w Tokio – unboxing
Pisanie recenzji Państwa produktów jest dla nas fascynującym doświadczeniem. Jesteśmy dumni, ponieważ dotychczas zaufali nam:
Baldar, Black Monk Games. Cartamundi, CUBE Factory of Ideas, DANTE SP. Z O.O., DOBRETO Wydawnictwo, Edipresse Książki, Epideixis, FOXGAMES, Granna, Instytut Pamięci Narodowej Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, Instytut Praktycznej Edukacji, Jacobsony, MDR Dystrybucja, OUTDOOR Media, Piatnik, RUSSELL KONDRACKI s.j., TACTIC Games, TM Toys, Zakład Stolarstwa i Tokarstwa w Drewnie Marek Bałos, Zielona Sowa Sp. z o.o
Dołącz i Ty!