Recenzja gry Fun Farm
Są takie gry, że brakuje nam trzeciej ręki, Fun Farm jest właśnie jedną z nich. Tworzą ją cudowne zwierzątka-piłeczki, które pokocha wasze dziecko i zaraz weźmie do kąpieli. Banalne zasady, ale wciągająca rozgrywka, która zadowoli wszystkich miłośników rodzinnych, dynamicznych gier zręcznościowych są tu wyznacznikiem dobrej zabawy.
Zacznijmy od tego, że kojarzy nam się z Angry Birds – może przez to, że półki sklepowe są teraz opanowane przez wściekłe ptaki, które zresztą łypią na nas szalonymi oczami także z każdego dziecięcego ubranka. Na całe szczęście, podobieństwo to jest tu wyłącznie na zasadzie krągłości, jednolitej formy i kolorystyki, bo oczęta trzódki są na tyle małe, że nikogo nie przestraszą, a szerokie uśmiechy wyraźnie wskazują – zostańmy przyjaciółmi, weź mnie przytul!
Otrzymujemy szóstkę uciekinierów: kurę, kozę, owcę, konika, świnkę, krówkę – zatem najbardziej charakterystycznych przedstawicieli wiejskiego stylu życia. Postaci są giętkie, bo wykonane z elastycznej pianki – córka mówi „mięciusie”. Czytaliśmy w jednej z recenzji, że komuś to nie do końca odpowiadało – nie zgadzamy się! Gra jest dla dzieci, a dla nich takie tworzywo nadaje się idealnie, ponieważ rączki są delikatne, a jeśli zaczną się rzucać, to nikomu nie stanie się krzywda. Dorośli amatorzy mocnego ściskania mają znany z innej gry drewniany totem i niech on im wystarczy!
Karty są w miarę giętkie, śliskie – wydaje się, że spocone paluchy im nie straszne, zresztą ścigamy się, żeby chwytać zwierzaczki, a karty tylko kolekcjonujemy, jako nasze trofea i oznaczenie punktowe.
W egzemplarzu recenzenckim mieliśmy jedynie instrukcję w języku angielskim i włoskim, jednak jej spolszczenie jest ogólnodostępne na stronie wydawcy, a zresztą to jedna strona prostych jak dzida reguł.
Kiedy dziecko wreszcie odda swoich ulubieńców, z sympatycznej trzódki układamy okrąg. Karty tasujemy i na środku wystawiamy pojedynczą – ukazuje ona któregoś zwierzaka i dwie ścianki kostek. Następnie rzucamy kostkami i jeśli chociaż jeden wizerunek się zgadza z tym na karcie – łapiemy odpowiednią kulkę. Trafiliśmy – bierzemy kartę, popełniliśmy błąd – oddajemy wcześniej zdobytą – jeśli mamy. Kolejny farmer dokłada nową kartę i zabawa toczy się dalej w najlepsze, aż do wyczerpania talii. Czasem wyturlane ścianki pasują do kilku kart i rzucamy się po większą liczbę zwierząt, wtedy marzy się, wspomniana na początku, trzecia ręka.
My graliśmy trochę inaczej, mianowicie w momencie, kiedy ścianki kostek nie pasowały do kart lub już ich nie było na środku koła to dokładaliśmy nowe. Kiedy następowało prawidłowe trafienie, a karty jeszcze zostawały – nowych nie dokładaliśmy, żeby dziecku było łatwiej, gdyż maluszki nie działają jeszcze na wielu płaszczyznach na raz i wolą obserwować pojedyncze karty – u nas 4-latka. Młody Giercownik jest wielkim fanem „ibetsów” – nie potrafi jeszcze prawidłowo wymówić – zatem odnalazł się w klimacie gry wręcz fantastycznie. Zabawa sprawiła córce wiele radości, oczywiście rozpoznała zwierzątka, trenowała odgłosy i rozegrała trzy partie pod rząd, a potem poprosiła o włączenie bajki ze zwariowanymi nielotami. Po kilku odcinkach wróciła znowu do Fun Farm. Rozmowy owcy z kozą, głaskanie i buziaczki także obowiązkowo musiały się pojawić. Nie umknęły naszej uwadze śmiechy, przechwałki w momencie triumfu i warczenie na rodziców, kiedy oni wygrywali rozdanie. Sama radość i cudowne chwile spędzone z dzieckiem! Tylko na końcu trzeba było zabrać spinkę do włosów, ponieważ córka chciała ją przypiąć śwince. Wytłumaczyliśmy, że to ją będzie bolało i było ok.
Rozgrywka trwa ok. 15-30 minut, z postawieniem raczej na to pierwsze. Wiek z opakowania trochę zawyżony, dzieci 4-5 letnie będą bawić się rewelacyjnie i wszystko zrozumieją, chociaż z dorosłymi większych szans nie mają, dlatego lepiej zorganizować im rówieśników. Maluszki wszystko-jadki – w tym zabawki – powinny mieć ograniczony dostęp, ponieważ ogryzą uszy i nogi.
Na wszystkich imprezach małolatów, nie tylko urodzinowych, produkt będzie wzbudzał powszechną zazdrość i chęć posiadania – rodzice liczcie się z tym, że też będziecie musieli zaraz zakupić Fun Farm.
Wesoła zabawa, nie zajmująca wiele czasu, ale wyjątkowo dynamiczna i satysfakcjonująca. Dziecko nie musi nawet znać kolorów, wystarczy, że potrafi je rozróżniać i dopasować ścianki kostki do symboliki na karcie.
Młody Giercownik bardzo polubił!
Za produkt dostarczony do testów dziękujemy Black Monk Games.
Film: Fun Farm – unboxing
Film: Fun Farm – przebieg gry
Pisanie recenzji Państwa produktów jest dla nas fascynującym doświadczeniem. Jesteśmy dumni, ponieważ dotychczas zaufali nam:
Baldar, Black Monk Games. Cartamundi, CUBE Factory of Ideas, DANTE SP. Z O.O., DOBRETO Wydawnictwo, Edipresse Książki, Epideixis, FOXGAMES, Granna, Instytut Pamięci Narodowej Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, Instytut Praktycznej Edukacji, Jacobsony, MDR Dystrybucja, OUTDOOR Media, Piatnik, RUSSELL KONDRACKI s.j., TACTIC Games, TM Toys, Zakład Stolarstwa i Tokarstwa w Drewnie Marek Bałos, Zielona Sowa Sp. z o.o
Dołącz i Ty!