Recenzja gry planszowej Tzolkin Kalendarz Majów

Bardzo się cieszę, że mam okazję pokazać wam grę niezwykłą, ponieważ nie można inaczej powiedzieć o Tzolkin Kalendarzu Majów. Dlaczego ta pozycja jest taka wyjątkowa, czemu trzeba ją mieć w swojej kolekcji, nawet kosztem innych, może i lepiej ocenianych gier? O tym poniżej, zapraszam do lektury.

Standardowe gry planszowe bazują na podobnych mechanikach prowadzenia rozgrywki. Najczęściej spotkamy się z pionkami. Mogą być one prowadzone po jakiejś trasie, co widzimy zazwyczaj w grach dla najmłodszych, ale także umieszczane na pewnych polach i wracające po chwili do naszych zasobów na osobnej planszetce z odpowiednim dobrem lub stanem – w bardziej zaawansowanych grach, dla starszych odbiorców. Zmianę i urozmaicenie mechaniki wprowadzają karty, które mogą zbijać się wzajemnie, ruszać na odpowiednim torze czy zawierać scenariusz oddziałujący na fabułę gry lub postaci. Funkcjonuje również – ostatnio bardzo modne i od czasów Carcassonne praktykowane w niemal każdej grze – losowe układanie kafelków – głownie jako podstawy odkrywanego terenu. Wszystko powyższe może być uzupełnione o rzuty kostką lub kilkoma – rzadziej jako samotnie występująca forma gry. Tu jest zupełnie inaczej!

Kiedy otwieramy pudło i składamy planszę, jesteśmy początkowo zdezorientowani, zaskoczeni, oszołomieni: jak do licha grać w takiego cudaka, ale to nie ustrojstwo, to nie dziwactwo – to prawdziwe cudo i genialny pomysł na mechanikę.

W Tzolkin mamy mechanizm zębatkowy połączonych ze sobą kół. Największe – przypominające tytułowy kalendarz Majów – ze zdobieniami w środku łączy się odpowiednimi ząbkami z pomniejszymi, w danych miastach. Cały ten układ podobny jest do wnętrza w starszych, ręcznie nakręcanych zegarkach, gdzie jedna obręcz wprawiała w ruch pozostałe. Koła symbolizują upływający czas, który jest tu najcenniejszym zasobem, ponieważ rozgrywka trwa do momentu, kiedy podstawowe koło kalendarza obróci się o 360 stopni, a na miejsce startowe powróci rozpoczynający zabawę ząbek.

Każdy z graczy rozpoczyna grę z trzema pionkami symbolizującymi Majów. W trakcie swojej tury możemy albo umieszczać człowieka na odpowiednim, mniejszym kole (lub kilku, za dodatkową opłatą w kukurydzy), albo zdejmować – nigdy na raz! Im pionek dłużej pozostaje na kole (mają one odpowiednie wypustki do wkładania znaczników), tym dłużej pracuje w danym mieście i tym lepsze, bardziej wartościowe akcje może pozyskać. Pamiętajmy jednak, że za każdym razem musimy zdjąć lub postawić pionek na koło – nie ma bierności, zaniechania akcji i czekania. Ten system sprawia, że trzeba mądrze główkować, żeby jedno uzyskane przy zdejmowaniu pionka dobro wykorzystać, kiedy wraca do nas kolejny człowiek – powstają wtedy swego rodzaju kombosy – kilka uzupełniających się akcji, wpływających na siebie lawinowo: każdy kolejny uruchamia następny, mocniejszy dla przeciwnika cios. Zero losowości – tylko planowanie i móżdżenie, aż skóra głowy paruje i włosy wypadają. Heh, może trochę przesadziłem, ale inteligentni mają przewagę…

Kukurydza, będąca środkiem płatniczym – praca za pokarm, jak w dawnych czasach plemion i wspólnoty terytorialnej – jest limitowana, można ją pozyskać na kole, ale kiedy jej brakuje, to możemy wystawić do akcji tylko jednego człowieka.

Jest to gra niby ekonomiczna – pozyskujemy zasoby, jak: drewno, kamień i złoto, które wykorzystujemy do budowania; są środki płatnicze w postaci kukurydzy, ale jest jeszcze inna – ważniejsza rzecz – kryształowe czaszki (swoją drogą pięknie wykonane komponenty). Na jednym z kół używamy ich, żeby zdobyć przychylność u każdego z trzech Bogów. I tu jest główna różnica pomiędzy celem gry Tzolkin a resztą standardowych – nie rozbudowujemy swojego miasta po to, żeby więcej produkować, sprzedawać, ale żeby zdobyć uznanie w oczach Siły Wyższej – podnieść swój status w odpowiedniej świątyni i za to otrzymać końcowe punkty. Tzolkin jest więc jakby połączeniem gry ekonomicznej z grą filozoficzno – religijną, odzwierciedlającą kulturę i wiarę Majów. Niesamowita sprawa!

Młody Giercownik jest zachwycony planszą, która jest bardzo kolorowa (ale nie napaćkana), a najbardziej uwielbia w tej grze oczywiście obracanie kołem i wprawianie w ruch całego mechanizmu.
Jakość jest bardzo dobra, wszystko kręci się płynnie i jest stabilne.

Są tu jeszcze drobne szczegóły, które warto poznać, typu: zmiana pierwszeństwa gracza i układanie na ząbkach kukurydzy, która będąc nagrodą, ma zachęcać do przejęcia czapki wodza rozpoczynającego. Są momenty (ćwiartki, połowa i koniec gry), kiedy otrzymamy ze świątyń punkty lub dobra materialne. Raz podczas gry możemy poruszyć kalendarzem o dwa ząbki do przodu – śmieję się – wyprzedzić czas jak w Powrocie do przyszłości! Wszystkie niuanse dość dobrze wytłumaczy instrukcja, znajdziecie je również na youtube.

Do gry wyprodukowano jeden dodatek, raczej przydatny kiedy chcemy zaprosić do gry piątego zawodnika – standardowo grają 4 osoby.

Rozgrywka zajmuje nam ok. 1 h, ale wytłumaczyć zasady, z uwagi na jej oryginalność nie jest łatwo początkującemu graczowi i dopiero za drugim lub trzecim podejściem do gry wszystko staje się jasne jak letnie słońce.

Grę musicie mieć w swojej kolekcji, bo nie ma drugiej takiej! Naszym zdaniem, lepiej poczekać z zakupem innych, podobnych do siebie pozycji, a wybrać Tzolkin – jedyną w swoim rodzaju grę o rywalizacji o względy Bogów. Aż samo się nasuwa na usta – boska gra!

Pisanie recenzji Państwa produktów jest dla nas fascynującym doświadczeniem. Jesteśmy dumni, ponieważ dotychczas zaufali nam:

Baldar, Black Monk Games. Cartamundi, CUBE Factory of Ideas, DANTE SP. Z O.O., DOBRETO Wydawnictwo, Edipresse Książki, Epideixis, FOXGAMES, Granna, Instytut Pamięci Narodowej Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, Instytut Praktycznej Edukacji, Jacobsony, MDR Dystrybucja, OUTDOOR Media, Piatnik, RUSSELL KONDRACKI s.j., TACTIC Games, TM Toys, Zakład Stolarstwa i Tokarstwa w Drewnie Marek Bałos, Zielona Sowa Sp. z o.o

Dołącz i Ty!